— Artur Boruc (@ArturBoruc) 26 czerwca 2019 Wyświetl ten post na Instagramie. Oboje z Arturem pochodzimy z dużych rodzin i zawsze wiedzieliśmy, że chcemy taką stworzyć.
Artur Boruc i Sara Boruc od kilku lat tworzą zgraną parę. Mają dwójkę dzieci i wspólnie wychowują córkę Sary z poprzedniego związku. Widać, że rodzinne życie bardzo im odpowiada i sprawia dużo radości. Niedawno świętowali pierwsze urodziny swojego synka – Noah. W mediach społecznościowych obydwoje relacjonują swoją Boruc pozuje do zdjęcia z dziećmi Teraz Artur Boruc zamieścił zdjęcie, na którym pozuje z synem i córkami. Ten sam wpis na swoim profilu udostępniła jego żona. Na fotografii zabrakło Sary Boruc, tylko dlatego, że ktoś przecież musiał ją Boruc podpisał post "Zespół. Zdjęcie zrobił manager" i oczywiście chodziło o Sarę. Fotografia spotkała się z bardzo pozytywnym odbiorem. Fani pary komentowali nie tylko drogi strój najmłodszego członka rodziny, ale także porównywali go do mamy. "Piękne zdjęcie", "Piękna rodzinka" – zachwycali się internauci. Inni chwalili bramkarza za porównanie żony do managerki: "Manager, dobrze powiedziane o każdej żonie i matce". Nie zabrakło też pytań dociekliwych fanów, w stylu: "a gdzie maseczki?".
A w Polsce wyróżniają się Paweł Pęczak oraz – choć zdecydowanie mniej – Radosław Majdan. Dziary Pęczaka uchodzą za maksymalnie kozackie (oczywiście wśród tych, którzy lubią tatuaże). Co zrobił Boruc – trudno zgadnąć. Jak ktoś tatuaży nie uznaje, to ten Boruca mu się nie spodoba. A jak ktoś tatuaże lubi, to tym
Tatuaże na przedramieniu są częstym wyborem zarówno u kobiet jak i mężczyzn. Najczęściej wybierane wzory to motywy roślinne i zwierzęce. Niestety, tatuaż w tym miejscu może być dosyć bolesny ze względu na duże zagęszczenie receptorów bólowych. Sprawdź TOP 15 najpopularniejszych wzorów na tatuaż na przedramieniu z Instagrama! Aneta Zygmuntowicz, Katarzyna Dobrzyńska Tatuaż na przedramieniu jest jednym z najbardziej popularnych miejsc na tatuaż od kilku lat tuż obok tatuażu na barku czy tatuażu na żebrach. To też świetne miejsce jeśli zaczynamy swoją przygodę z "dziarkami" i będzie to nasz pierwszy tatuaż. Na Instagramie możemy znaleźć setki inspiracji na ciekawe motywy. Koszt takiego tatuaży zaczyna się już od 200 zł, jednak może także kosztować aż kilka tysięcy! Spis Treści: Tatuaż na przedramieniu damskie Tatuaż na przedramieniu męski Czy tatuaż na przedramieniu boli? Jak pielęgnować tatuaż na przedramieniu? Tatuaż przedramie - cena Tatuaże damskie na przedramieniu delikatne Tatuaż damski przedramię Tatuaż motyl na przedramieniu Biomechanika przedramię Tatuaż lew na przedramię Tatuaż wąż na przedramieniu Tatuaże damskie róże na przedramieniu Tatuaż na przedramieniu las Tatuaż patriotyczny na przedramieniu Tatuaż na ramieniu z motywem podróży Kolorowe tatuaże na przedramieniu Tatuaż na przedramieniu napis Tatuaże kwiaty na przedramieniu Tatuaż pióro na przedramieniu Tatuaż wilk przedramię Tatuaż zegar przedramię Tatuaż feniks na przedramieniu Tatuaż sowa na przedramieniu Mały tatuaż na przedramieniu Tatuaż skrzydła na przedramieniu Tatuaż na przedramieniu damskie Przedramię to bardzo popularne miejsce na tatuaż dla kobiety. Najczęściej stawia się tutaj na motywy kwiatowe, zwierzęce, związane z naturą. Często są też wybierane tatuaże o specjalnych znaczeniach, w tym ochronne mandale. Niekiedy chcemy także upamiętnić w tym miejscu ważne wydarzenia lub bliskie nam osoby. Wtedy możemy wybrać tatuaż z datą, sentencją albo ulubionym cytatem. W ostatnich latach dużą popularność zdobyły graficzne i abstrakcyjne wzory, ale z mody nie wychodzą także minimalistyczne dziarki czy tatuaże z kwiatami. Pinterest@MyBodiArt Tatuaż na przedramieniu męski Mężczyźni zdecydowanie częściej wybierają rękawki lub duże tatuaże na całej wewnętrznej części przedramienia. Od kilku lat dwa bardzo popularne wzory to wilki i las. Często wybierane są również inne motywy zwierzęce, takie jak lwy, węże, owady. Pinterest@ Czy tatuaż na przedramieniu boli? Przedramię jest miejscem mocno unerwionym, dlatego tatuaż w tym miejscu, a szczególnie na wewnętrznej jego części, może być dość bolesny. Wszystko jednak zależy od indywidualnego progu bólu, tak więc dla jednych może być to lekkim dyskomfortem, inni zaś odczują duży ból. Niektórzy profesjonalni tatuażyści oferują znieczulenie, dzięki któremu nieprzyjemne odczucia nie są aż tak dotkliwe. Zobacz także: Jak dbać o tatuaż? Jak pielęgnować tatuaż na przedramieniu? Tatuaż na przedramieniu goi się zazwyczaj od 3 do nawet 5 tygodni. W tym czasie może być on delikatnie zaczerwieniony i opuchnięty. Czas jest zależny od jego wielkości, techniki wykonania i od naszego organizmu. Trzeba również pamiętać o odpowiedniej pielęgnacji podczas procesu gojenia się tatuażu. Przede wszystkim chodzi tutaj o regularne przemywanie wzoru ciepłą wodą z mydłem oraz nawilżanie skóry co kilka godzin natłuszczającymi maściami. Te maści do tatuaży zapobiegną blaknięciu koloru! Nie należy zapominać, aby chronić miejsce tatuażu przed promieniowaniem UV. Przed każdą ekspozycją na słońce, należy pokryć go grubą warstwą kremu z filtrem. Tatuaż przedramie - cena Cena tatuażu na przedramieniu zależy od wielkości wzoru oraz wyboru salonu. Najmniejsze tatuaże to koszt około 200-300 zł. Duże wzory będą zaś kosztować od 500 do 3000 złotych w przypadku rękawa. Tatuaże damskie na przedramieniu delikatne Delikatny tatuaż na przedramieniu to świetny wybór, jeśli dopiero zaczynamy naszą przygodę z tatuażami. Jest nie tylko uroczy, ale również bardzo kobiecy. Aktualnie bardzo modne są motywy kosmosu, konstelacji gwiazd czy astrologi. Tatuaż damski przedramię Tatuaże z motywem zwierzęcym są bardzo hot, a z pewnością znajdą się tu jacyś fani kotów, a jeśli nie to może kogoś fascynuje starożytny Egipt? Ten tatuaż to połączenie obu tych motywów i trzeba przyznać, że w tym realistycznym stylu wygląda rewelacyjnie! Tatuaż motyl na przedramieniu Motyl to bardzo popularny motyw, a na przedramieniu będzie prezentować się naprawdę dobrze. Pamiętajcie jednak, żeby dać tatuatorowi chociaż trochę pola do popisu, by nasz tatuaż był wyjątkowy nawet przy tak popularnym wzorze. Biomechanika przedramię Biomechaniczne wzory są popularne od kilku lat i nic nie wskazuje na to, by ta moda przeminęła. Na taki motyw decydują się najczęściej mężczyźni. Przedramię jest dobrym miejscem na zaczęcie na przykład całego rękawa w tym temacie. Tatuaż lew na przedramię Lew to symbol dumy, honoru i walki, więc nic dziwnego, że panowie tak chętnie wybierają go sobie jako wzór na tatuaż. Taki "pupil" na przedramieniu zdecydowanie robi wrażenie i świetnie będzie wyglądał również na damskiej ręce. Tatuaż wąż na przedramieniu A jak już jesteśmy przy temacie zwierzęcym, to równie znanym wzorem jest wąż. Tutaj mamy większe pole do popsiu jeśli chodzi o wykonanie, bo możemy postawić na tradycyjny obraz węża, a możemy również potraktować tatuaż niemal jak biżuterię, która będzie oplatała całe przedramię. Tatuaże damskie róże na przedramieniu Po faunie przyszła pora na florę. Kwiaty to zawsze dobry wybór jeśli chodzi o tatuaż damski. Są delikatne, a jednocześnie bardzo kobiecie i lekkie. Taki wzór nigdy nie wychodzi z mody i "pasuje" do wielu stylizacji. Na przedramieniu mamy dużo miejsca na takie fantazje, a tatuator pole do popisu. Tatuaż na przedramieniu las W ostatnich latach najpopularniejszym tatuażem męskim na przedramieniu był las z drobnymi elementami takimi jak ptaki, wilk, gwiazdy czy księżyc. Tatuaż patriotyczny na przedramieniu Tatuaże patriotyczne niestety, ale nie cieszą się zbyt dobrą reputacją w ostatnim czasie. Wzory związane z historią czy naszymi symbolami narodowymi zakrawają odrobinę o kicz, jednak jeśli jesteście fanami takich historycznych motywów, to czemu nie postawić na rycerza, wikinga albo gladiatora na przedramieniu? Tatuaż na ramieniu z motywem podróży Kto z nas nie lubi podróżować? A jeśli to naprawdę jest waszą pasją, to tatuaż z motywem podróżowania jest z pewnością dla was. Na przedramieniu z pewnością zmieści się kompas, samolot, a nawet duża mapa. Kolorowe tatuaże na przedramieniu Serce na przedramieniu może i wydawać się już lekko opatrzone, ale wszystko zależy od tego, jak będziemy chcieli je wykonać. Wybierając tatuatora powinniśmy kierować się przede wszystkim stylem, w jakim artysta wykonuje "dziarki". Jeśli klasyczne serca z cieniowaniem już nam się znudziły, to co powiecie na takie w stylu amerykańskim z kolorowym wypełnieniem i solidnymi konturami? Tatuaż na przedramieniu napis Napisy są bardzo popularne, pamiętajmy jednak, że przy tatuowaniu sobie cudzego imienia na skórze powinniśmy być bardzo rozważni. Możemy pokusić się również o swoje motto, ważny cytat lub hasło motywujące. Tatuaże kwiaty na przedramieniu Kwiaty zdecydowanie zasługują na więcej reprezentantów niż tylko maki. Jeśli bardziej podobają wam się kolorowe wzory, to styl naklejkowy powinien być strzałem w dziesiątkę. Tatuaże wykonane tą metodą wyglądają bardzo realistycznie, ale największe wrażenie robią kolory - są bardzo żywe, a przy tym perfekcyjnie wycieniowane. Tatuaż pióro na przedramieniu Pióro to idealny wzór dla wszystkich artystów i osób, które ciężko "złapać". Idealnie wpasuje się na przedramię i będzie bardzo eleganckim wzorem. Tatuaż wilk przedramię Tatuaż z wilkiem bardzo często wybierany jest przez panów. Symbolizuje siłę, ale również dumę i honor. Dobrze wykonany tatuaż na przedramieniu jest prawdziwą ozdobą i jednym z najpopularniejszych motywów tatuaży na ręce. Tatuaż zegar przedramię Motyw zegara jest bardzo popularny i może mieć wiele znaczeń - jako symbol mijającego czasu, albo tego, który dopiero nas czeka. Równie znanym motywem jest zegar wskazujący konkretną ważna dla nas datę. Tatuaż feniks na przedramieniu Feniks to symbol odrodzeni się i walki. Świetnie będzie wyglądał na przedramieniu, a jeszcze lepiej, kiedy zdecydujemy się na styl naklejkowy z ciekawymi kolorami. Tatuaż sowa na przedramieniu Wspominaliśmy już nie raz, że tatuaże z motywem zwierzęcym są bardzo lubiane, a tu kolejny przykład. Sowa ma symbolizować mądrość, ale również statyczność i dumę. Mały tatuaż na przedramieniu Tatuaż gwiazdki to wzór stary jak świat, więc co powiecie na taką odświeżoną wersję? Konstelacja gwiazd, która może symbolizować nasz znak zodiaku to świetny pomysł dla wszystkich fanów astrologii. A jeśli chcecie uczcić tatuażem, jakiś ważny dzień dla was to na stronach internetowych z pewnością znajdziecie układ gwiazd z danego momentu i pomysł na tatuaż gotowy! Tatuaż skrzydła na przedramieniu "Dziarka" z motywem anioła wcale nie musi odnosić się tylko do wiary. Wiele osób wybiera ten motyw na przykład po starcie bliskiej osoby, by przypominał im o ich obecności. Świetnie będzie też wyglądał jako tatuaż na ramieniu.
Z tego powodu tatuaż można umieścić niemal w dowolnym miejscu na ciele: na żebrach, wokół obojczyka, na nadgarstku, szyi, ramieniu, klatce piersiowej czy nodze. Jeśli chcesz zrobić sparowany tatuaż, w takim przypadku bardziej odpowiednie będzie umieszczenie rysunku w okolicy nadgarstka.
Spektakularny tatuaż różany na szyi w kolorze czarno-białym. Jeśli lubisz flores i chcesz odważyć się na kawałek w jednym z najbardziej bolesne miejsca, nie myśl już o tym i spójrz na te spektakularne projekty de różowe tatuaże na szyi. Czy w realistyczny projekt lub w jednym kawałku old school, te rosa wyglądają spektakularny! Wskaźnik1 Bez bólu: jak przygotować się do tatuażu na szyi2 Piękne tatuaże różane na karku Bez bólu: jak przygotować się do tatuażu na szyi Oszałamiający tatuaż na klatce piersiowej z różą na szyi. L Tatuaże w tym obszarze ciała są bardzo przyciągające wzrok i imponujące. Tak szyja Jest to jeden z najbardziej bolesne miejsca gdzie się wytatuować, z tym, co musisz mentalizować, że będzie to plik bardzo intensywne przeżycie. Niektórzy opisują ból z tatuaże na szyi bardzo lubię coś uciążliwy, ponieważ bliskość Cara wydaje się zwiększać poziom bólu. Ponadto maszynka do tatuażu tonie w tchawica, z czym nie możesz normalnie oddychać. Sposób na mentalnie przygotować bo ból jest porozmawiaj o tym najpierw ze swoim tatuatorem, zwłaszcza jeśli jest to Twój pierwszy tatuaż w tej okolicy. Możesz to zabrać uspokoić, spróbuj najpierw mały obszar i zdecydować jeśli ból jest zbyt silny śledzić. Piękne tatuaże różane na karku Czerwony tatuaż z akwarelowymi akcentami na karku. Te rosa są one idealny projekt za szyję przy jego Okrągły kształt. Wyglądają świetnie niezależnie od wybranego przez Ciebie wzoru, choć każdy może symbolizują różne rzeczy. Na przykład możesz emulować rozszerzenie starożytni żeglarze z tatuaż old school. Dawniej lwy morskie wybrały tatuaże różane dla pamiętaj o ważnych kobietach w swoim życiu (żony, dziewczyny, a nawet matki) podczas ich długich podróży morskich, ponieważ róże są symbol kobiecości. Różany tatuaż old school w szyi. Z drugiej strony, jeśli wybierzesz jedną różowy stylu realistyczny, możesz wziąć pod uwagę znaczenie związane z jego kolor. Na przykład kolor żółty reprezentuje przyjaźń, rojo pasja, fioletowy członkowie rodziny królewskiej… L różowe tatuaże na szyi są spektakularne, ale bolesne. A ty, odważysz się z nimi? Treść artykułu jest zgodna z naszymi zasadami etyka redakcyjna. Aby zgłosić błąd, kliknij tutaj.
lista produktów kategorii Tatuaż na szyi / Znajdź tatuaż po miejscu na ciele Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
W 2002 roku, jako nieopierzony młokos, zdobywał z Legią pierwszy tytuł mistrza Polski. Po 19 latach powtórzył ten wyczyn jako 41-letni w pełni dojrzały mężczyzna i bramkarz, który w międzyczasie zdążył być jednym z najlepszych piłkarzy na swojej pozycji w Europie. Do Warszawy wrócił, jak sam twierdzi z wygnania, z jasno sprecyzowanym zamiarem - zagrać z Legią w europejskich pucharach. Zapraszamy na wędrówkę przez piłkarską karierę Artura Boruca. - Kilkanaście dni temu przedłużyłeś kontrakt z Legią, choć nie było to takie oczywiste. Mówiło się o Twoim wyjeździe do Los Angeles. Co ostatecznie zdecydowało o tym, że - ku uciesze wszystkich związanych z Legią - postanowiłeś zostać królem w Warszawie, a nie kingiem w Ameryce? - Na kinga w Ameryce jeszcze przyjdzie czas. A jeśli chodzi o Legię, to przede wszystkim szansa na grę w Europie. Czuję, że mam jeszcze w sobie te parę miesięcy i trochę charakteru, żeby pociągnąć i w jakiś sposób sprostać przede wszystkim swoim oczekiwaniom, bo jakie są oczekiwania klubu i kibiców wiemy wszyscy. Mam nadzieję, że i ja przyłożę cegiełkę do awansu Legii do europejskich pucharów. - Kiedy prawie dwa lata temu siedziałeś wśród fanów Legii na trybunach Ibrox Stadium i dopingowałeś drużynę w meczu z Rangersami w Lidze Europy UEFA, choć przez chwilę pomyślałeś, że dwa lata później będziesz z Legią walczył o tę Europę już na boisku? - Szczerze mówiąc wówczas jakoś zupełnie się w niej nie widziałem. Chociaż ja w zasadzie od lat byłem w kontakcie z włodarzami Legii. Gdzieś z tyłu głowy siedziała myśl, że chciałbym kiedyś wrócić na Łazienkowską. Mam jednak wrażenie że jakoś nigdy to nie było na tyle realne, żeby się ziściło. Chęci może i były, ale gdzieś to się zawsze rozjeżdżało. Zazwyczaj tak jest, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Z drugiej strony ja zawsze o tym marzyłem. - Co więc spowodowało, że dziś tu jesteś? - Nie chcę, żeby to jakoś głupio zabrzmiało. To, że Legia zawsze była moim marzeniem, było jasne, ale przy okazji przydarzyło się jeszcze parę innych splotów okoliczności. Także moja żona zaczęła rozwijać się w kierunku, w którym Polska była jej bardzo po drodze. Dobrze, aby także moje dzieci poznały trochę lepiej kraj, bo jednak całe dotychczasowe życie spędziło za granicą. To wszystko chyba złożyło się na to, że wylądowałem w końcu w Warszawie. Poważnie do sprawy podeszli także włodarze klubu. No i jestem. - Dawno przestałem przejmować się tym, co o mnie mówią i piszą. Znam doskonale siebie, wiem na co mnie stać i to jest jedynym wyznacznikiem mojego Kiedy latem zeszłego roku wracałeś do Warszawy, można było usłyszeć głosy po co Legii Boruc? Usta krytykom zamknąłeś jednak bardzo szybko, będąc jednym z filarów mistrzowskiej drużyny. Ty chyba w ogóle nie przejmujesz się co o Tobie mówią i piszą. Kiedyś trener Dowhań wspomniał, że gry dzwonił do Ciebie po derbach Glasgow i zapytał, jak się grało przy 60 tysiącach wrogo nastawionych kibiców, Ty nawet nie wiedziałeś, że tylu ich było na trybunach, interesowała Cię tylko piłka. Jaki masz sposób na to, żeby zająć głowę tylko tym, co jest ważne dla Ciebie, a nie dla innych? - Dawno przestałem przejmować się tym, co o mnie mówią i piszą. Znam doskonale siebie, wiem na co mnie stać i to jest jedynym wyznacznikiem mojego postępowania. Wiem, kiedy popełniłem błąd i kiedy go nie popełniłem, potrafię sobie z tym radzić. Nie ma dramatu. Wiedziałem przede wszystkim, że wracam do Polski, gdzie mentalność ludzi jest zupełnie inna. Jesteśmy bardzo roszczeniowi, przy czym nie robiąc czasami nic samemu. Spodziewałem się więc tego, że nie będzie łatwo. Mam ponad 40 lat. Rzadko zdarzały się takie powroty, w tak dużym klubie, jakim jest Legia. A może i wcale. To też w jakiś sposób mnie motywowało, było to dla mnie wyzwanie. Rzeczywiście, martwiło mnie trochę, że mam tyle lat. Sposób w jaki pracowałem w poprzednich latach był także zupełnie inny. Plusem było też to, że w klubie wciąż jest trener Krzysztof Dowhań, który trzyma pieczę nad tym, jak wyglądają bramkarze i całkiem przyjemnie mu to wychodzi. To także był powód, dla którego tutaj przyszedłem. - Cały czas byłeś w kontakcie z trenerem Dowhaniem? - Kiedy zaczęło się robić poważniej to tak. Odbyliśmy kilka rozmów telefonicznych. To Twój drugi tytuł mistrza Polski z Legią i piąte mistrzostwo w ogóle. Powiedziałeś, że każde smakuje podobnie. Rzeczywiście masz takie same odczucia jak choćby 19 lat temu? - Nie, absolutnie. To jest zdecydowanie bardziej świadome. W 2002 roku byłem małolatem, który zupełnie nie doceniał tego co miał. Tak mi się przynajmniej wydaje. To jest o tyle smaczniejsze, że zdobywam je w wieku w którym jestem. Okazuję się, że to wcale nie musi przeszkadzać, a często wręcz pomaga. W końcu to doświadczenie z wiekiem zbieramy. Nie chcę tu znowu rzucać jakimiś wyświechtanymi powiedzeniami, bo już pewnie ktoś to mówił, ale bramkarz z wiekiem nabiera niezbędnego doświadczenia. Wróciłem tu po to, żeby grać z Legią w Europie. Wiedziałem, że prędzej czy później zdobędziemy to mistrzostwo. Choć miałem wrażenie, że będzie to nieco wcześniej. - Dzięki nastawieniu możesz zrobić naprawdę dużo więcej. Nie ukrywam, że duże wsparcie miałem też w psychologii sportowej, w ludziach z którymi współpracowałem. W Legii również jest psycholog, który bardzo fajnie się sprawdza. - Jak to w ogóle jest, kiedy zdobywa się tytuł po raz drugi po 19 latach? Czy wobec tego nie czujesz się już stary? - Czuję, oczywiście. Ale ja lubię o tym rozmawiać, bo to rzeczywiście daje perspektywę temu, że wiek to tylko liczba. To kwestia podejścia i głowy. Dzięki nastawieniu możesz zrobić naprawdę dużo więcej. Nie ukrywam, że duże wsparcie miałem też w psychologii sportowej, w ludziach z którymi współpracowałem. W Legii również jest psycholog, który bardzo fajnie się sprawdza. - Jaki był najtrudniejszy moment w tym sezonie dla Ciebie i dla Was? Czy w ogóle taki był? - Szczerze, to myślałem, że zdobędziemy to mistrzostwo dużo wcześniej. Liczyłem na marzec, a musieliśmy czekać aż do końca kwietnia. Nieźle punktowała Pogoń, dlatego trwało to tak długo. Dla mnie najtrudniejszym momentem było chyba zgrupowanie w Dubaju - pierwszy od dłuższego czasu obóz przygotowawczy w trakcie sezonu. Odzwyczaiłem się od tego. Jak wyjeżdżaliśmy gdzieś z poprzednimi klubami, to bardziej - że się tak wyrażę - zabawowo niż sportowo. I tego się troszkę obawiałem, ale dużo pracowaliśmy nad formą i później były tego efekty. - Jak więc - jako drugi kapitan zespołu - oceniasz ligowy sezon w wykonaniu Legii i swoim? - Kapitan jest jeden. Artur sprawdza się bardzo dobrze w tej roli. Ja tu jestem ewentualnie od pomagania, jeśli oczywiście będzie taka potrzeba. A jak oceniam sezon? Bardzo w porządku. - Trzeba przede wszystkim dawać z siebie wszystko na treningu i w meczu. Ludzie zaczną cię brać na poważnie wtedy, kiedy zobaczą, że jesteś poważnym zawodnikiem. - Jaka jest dzisiejsza szatnia Legii? Robicie sobie jakieś dowcipy, czy wszyscy są skupieni tylko na robocie? - W szatni Legii nie ma jakiegoś sztucznego zadęcia, nie ma też dziwnych podziałów, które zawsze mnie wkur… Przyznam, że byłem trochę zaskoczony tym, jak wygląda szatnia Legii w sensie mentalnym. Może tylko drobnym kłopotem jest to, że jest… bardzo prywatnie. Do treningu zaczęliśmy przebierać się w swoich pokojach w LTC, a nie we wspólnym gronie w szatni. To dla mnie nowość. Na pewno utrudnia to ewentualne żarty, ale wydaje mi się, że jest bardzo fajnie. - Kiedy grałeś poprzednio przy Łazienkowskiej, szatnia Legii była mniej międzynarodowa jak dziś. Ale Ty szybko się w niej odnalazłeś. Jakie jest lekarstwo na to, by złapać ze wszystkimi dobry kontakt? - Lekarstwo? Nie przejmować się tym, jak cię kto odbiera. Trzeba przede wszystkim dawać z siebie wszystko na treningu i w meczu. Ludzie zaczną cię brać na poważnie wtedy, kiedy zobaczą, że jesteś poważnym zawodnikiem. - Na treningach zachowujesz się często tak, jak podczas meczu o stawkę. Ciężko Ci jest się pogodzić z niektórymi sytuacjami. Ktoś kiedyś powiedział, że każdy trening powinno się traktować jak mecz o punkty. To lata doświadczeń? - Nigdy nie mogę łatwo pogodzić się ze stratą bramki, często nawet podczas treningu. Mam to już we krwi. Z czasem zmieniłem swoje podejście. Zresztą wiesz dobrze o tym, że nigdy nie byłem tytanem pracy. Nie chciałbym wyjść na jakiegoś hipokrytę, ale trening jest najważniejszą częścią przygotowań do meczu i basta. Ale wiem też, że nie wszyscy są zawodnikami stricte treningowymi. Często jest tak, że są osoby takie jak na przykład ja, które mimo tego, że stwarzają fantastyczne pozory, to jednak najważniejszy dla nich jest mecz (śmiech). - Boli mnie, jak widzę brak ambicji czy charakteru na boisku. Wiem, że nie jesteśmy idealni i każdy z nas popełnia błędy, ale jeśli nie chcesz tego błędu odrobić, czy nie dajesz z siebie wszystkiego, to jest to bardzo Czyli ta dobra forma w meczach to dla Ciebie pstryknięcie palcem? Samo doświadczenie to chyba mało. - Oczywiście, że tak, ale to doświadczenie jednak pomaga. Znam swoje ciało na tyle, że wiem na co mogę sobie pozwolić a na co nie, kiedy na treningu mogę się rzucić, a kiedy nie. - Czujesz w jakimś sensie odpowiedzialność za drużynę? Rozmawiacie ze sobą, wytykacie swoje błędy? - Każdy z piłkarzy zdaje sobie sprawę z tego, kiedy popełnia indywidualny błąd. Nie ma więc co ich wytykać. - Ale w czasie meczu zdarzyło Ci się parę razy „pogonić” swoich obrońców (śmiech). - To nie chodzi o błędy. Bardziej mnie boli, jak widzę brak ambicji czy charakteru na boisku. Wiem, że nie jesteśmy idealni i każdy z nas popełnia błędy, ale jeśli nie chcesz tego błędu odrobić, czy nie dajesz z siebie wszystkiego, to jest to bardzo irytujące. - Życie uczy nas tego, żeby czasami pochylić czoło i z pokorą czekać na swoją szansę. (...) Każdy pracuje nad swoim warsztatem i swoją Trenujesz na co dzień z młodymi bramkarzami, jak Czarek Miszta, Kacper Tobiasz czy Maciej Kikolski. Widzisz w którymś z nich siebie? Jest jedna rada, którą byś dał tym młodym chłopakom na starcie? - Nie wiem czy mogę o tym tak oficjalnie mówić (śmiech). Nie ma chyba takiego fajnego sformułowania, które pasowałoby do wszystkich. - A może cierpliwość? - Ale czy ja byłem znów taki cierpliwy? Szczerze mówiąc chyba nigdy. - Na swój debiut w pierwszej drużynie Legii czekałeś dwa lata… - Tak, ale życie uczy nas tego, żeby czasami pochylić czoło i z pokorą czekać na swoją szansę. Jeśli chodzi o chłopaków, to każdy z nich jest zupełnie inny. Każdy pracuje nad swoim warsztatem i swoją formą. - To widzisz w którymś z nich siebie sprzed 20 lat czy nie? - Mam wrażenie, że chcesz mi coś powiedzieć (śmiech). - Absolutnie, pytam z czystej ciekawości. - No to jak tak, to ja siebie tam nie widzę. - Fajnie jest potrenować na boisku z małolatami, którzy kiedyś będą… którzy są przyszłością. Oni pokazują w treningu, że są często lepszymi bramkarzami niż Mówiąc o cierpliwości, miałem na myśli to, że Twoje pozostanie w Legii wiąże się także z tym, że ci młodzi będą musieli jeszcze trochę poczekać na swoją szansę. - U mnie był to zupełny przypadek, że zostałem bramkarzem. Ale jeśli podejmujesz świadomie decyzję, że chcesz być bramkarzem, to musisz liczyć się także z konsekwencjami. Wiadomo, że jeden jest bardziej cierpliwy, drugi mniej. Pozycja bramkarza jest tylko jedna, musisz więc czasami ugryźć się w język, mocniej pracować i czekać. Ja też nie jestem osobą, którą łatwo posadzić na ławce. Ale to chyba akurat dobra cecha. - Z Czarkiem Misztą, ale także i z resztą bramkarzy Legii, złapałeś bardzo dobry kontakt. Młodzi mają się od kogo uczyć, a czy Ty czerpiesz coś jeszcze od młodych? - Oczywiście. Głównie młodzieńczy entuzjazm i animusz. - A może po prostu sam czujesz się przy nich młodszy? Często idąc na trening to Ty łapiesz worek z piłkami. - Nie będę przecież trenował na boisku bez piłek (śmiech). A tak już całkiem poważnie, to fajnie jest potrenować na boisku z małolatami, którzy kiedyś będą… którzy są przyszłością. Oni pokazują w treningu, że są często lepszymi bramkarzami niż ja. Brakuje im pewnie trochę doświadczenia i ogrania, ale myślę, że absolutnie zbytnio nie odstają. - Coraz więcej klubów szuka jakiegoś wyjścia, które dają im dodatkowe profity, jak np. próba stworzenia Superligi. Nie ma to jednak nic wspólnego z fundamentami piłki Z Twoim powrotem do Warszawy wielkie nadzieje wiązali kibice, Ty zresztą także jesteś jednym z nich. Dopingując drużynę z trybun chcieli mieć na boisku autentycznego idola, z którym w stu procentach się utożsamiają i go dopingują. Tymczasem do tej pory dane Ci było zagrać tylko w dwóch meczach przy Ł3, kiedy fani byli na trybunach. Jak w ogóle gra się przy na pustym stadionie? - Bardzo dziwnie. Wiesz, to, że ktoś ogląda mnie w telewizji, nie wytwarza już na mnie jakiejś presji. Nie działa to w ten sposób, jakby robiło to tysiące kibiców na trybunach, dopingując czy ewentualnie ubliżając. Dla mnie to zupełnie inna dyscyplina sportu. - A jak pandemia wpłynęła na was, na futbol? - Odcisnęła wyraźne piętno. Coraz więcej klubów szuka jakiegoś wyjścia, które dają im dodatkowe profity, jak np. próba stworzenia Superligi. Nie ma to jednak nic wspólnego z fundamentami piłki nożnej. Ale mimo wszystko ciągle jest to piękny sport. Nawet pomimo tego, że nie ma kibiców na trybunach, to wszyscy ją kochają. No ale koniec końców, nie po to gram w piłkę, żeby grać przy pustych trybunach. - Nauczyłem się też tego, że aby gdzieś zaistnieć, to trzeba mimo wszystko zapier... Miałem momenty w swoim życiu, gdzie rzeczywiście trochę popracowałem i dało to jakieś Cofnijmy się teraz o… dwie dekady i przenieśmy się w czasie do roku 2001. W rozmowie z Naszą Legią mówiłeś, że to, czego nauczysz się w Legii, nikt nigdy Ci nie odbierze. To czego się w tej Legii nauczyłeś? - Nie wiem, chyba wszystkiego po trochu (śmiech). Pracowałem tu i z trenerem Jackiem Kazimierskim i z trenerem Krzysztofem Dowhaniem, którzy nauczyli mnie bardzo wiele, poza tym nauczyłem się też tego, że aby gdzieś zaistnieć, to trzeba mimo wszystko zapier... Miałem momenty w swoim życiu, gdzie rzeczywiście trochę popracowałem i dało to jakieś efekty. - Pamiętasz jeszcze 33. minutę meczu w Szczecinie 8 marca 2002 roku? - Przyznam szczerze, że nie. Pamiętam tylko, że ten debiut był dla mnie olbrzymim zaskoczeniem. Z powodu kontuzji Radka Stanewa wchodziłem w trakcie spotkania, a to jest dodatkowe utrudnienie. No ale jakoś poszło. - Poszło na tyle, że Legia stała się dla Ciebie trampoliną do wielkiej kariery. - Tak. Ale do dziś nic się tu nie zmieniło. Z Legii bramkarze trafiają do naprawdę mocnych klubów, w czym wielka zasługa trenera Dowhania. Oby więcej takich osób było w klubie. - W Glasgow było kilka incydentów, takich jak powybijane szyby w domu, ale były one mimo wszystko sporadyczne. Podnosiły jednak ciśnienie, lecz ja niczego wcześniej nie planowałem. Nigdy nie A jak wspominasz czas w Celtiku Glasgow? Jechałeś tam trochę w nieznane, a stałeś się legendą, świętym bramkarzem. Okoliczności debiutu były podobne jak w Szczecinie. Gdyby nie fatalny występ Davida Marshalla przeciw zespołowi FC Petržalka w eliminacjach Ligi Mistrzów UEFA, to kto wie, kiedy tak naprawdę stanąłbyś między słupkami wielokrotnych mistrzów Szkocji. Zawód bramkarza trochę żeruje na nieszczęściu innych? - Trochę tak. Faktycznie Marshall wielkiego meczu tam nie zagrał, przegraliśmy sromotnie 0:5, potem jeszcze w ligowym meczu nie pomógł drużynie i to był chyba powód, dlaczego ja stanąłem w bramce. Miałem w Szkocji trochę szczęścia. W pierwszym meczu zachowałem czyste konto, potem obroniłem karnego i na tym pojechałem. Celtic to był fantastyczny czas. Zdobywałem mistrzostwa, puchary, grałem w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. Jeśli chodzi o poziom sportowy, to było tam wszystko. Mam stamtąd fajne wspomnienia. - Byłeś idolem, wielbił Cię tłum, ale byłeś także postacią mocno kontrowersyjną, szczególnie w oczach kibiców lokalnego rywala z Ibrox. Tatuaże z małpą, koszulki z wizerunkiem Ojca Świętego, znak krzyża na stadionie Rangersów... Czemu tak rozrabiałeś? - W Glasgow było kilka incydentów, takich jak powybijane szyby w domu, ale były one mimo wszystko sporadyczne. Podnosiły jednak ciśnienie, lecz ja niczego wcześniej nie planowałem. Nigdy nie kalkulowałem. Robiłem to zazwyczaj nieświadomie, a musiałem dać jakoś upust swoim emocjom. Robiłem to, co akurat przyszło mi do głowy. Wiadomo, że z czasem uczymy się życia i dziś wiem, że niektórych rzeczy robić się nie powinno. Wtedy jednak miałem wrażenie, że to wszystko były bardzo naturalne odruchy. Miałem w wielu sprawach własne zdanie. - Często to własne zdanie doprowadzało Cię przed komisję dyscyplinarną. Kibice Celtiku za pokazanie środkowego palca fanom Rangers składali się na Twoją karę. - Dokładnie już tego nie pamiętam. Możliwe, ale inne kary płaciłem już sam (śmiech). - Musiałeś czuć dreszczyk emocji, kiedy zasiadałeś na trybunach stadionu Rangersów w 2019 roku, kiedy grała tam Legia. - Byłem wtedy trochę wy... luzowany, emocje wzięły górę i bardziej byłem zainteresowany tym co dzieje się na trybunach niż na boisku (śmiech). Była świetna atmosfera, jedna z lepszych, jakie widziałem na trybunach. Od razu po wejściu na sektor kibice Rangersów mnie rozpoznali, więc było bardzo sympatycznie. - Na początku mojego pobytu we Florencji, jeden z moich kolegów umieścił w Internecie film, na którym miałem na sobie koszulkę „Juve” i… było pozamiatane. – Gram tutaj, ale kibicuję Juventusowi – mówiłem wówczas kolegom (śmiech). W szatni było trochę nudno, więc musiałem podgrzać nieco tę Po Celtiku była Fiorentina. Mocna liga, piękne miasto, przyzwoity klub... Oszukali Cię jednak działacze, bo nie pozbyli się Twojego konkurenta Freya, choć Ci to obiecali. Nie odnalazłeś się do końca w romantycznej Florencji. Czego tam zabrakło? - Zupełnie nie było między nami chemii, ale życiowo we Florencji bardzo się odnalazłem. To miejsce gdzie mógłbym mieszkać. Wiadomo, że to zawsze bardzo mocno łączy się z piłką. To był okres, kiedy chciałem coś zmienić. Życie w Glasgow stawało się już bardzo monotonne. Chciałem się odbić, bo tam już troszkę zjeżdżałem w dół. Inaczej podchodziłem do życia, wydawało mi się, że znów dobrze odnajduje się w piłce. Pierwsze miesiące były trochę udręką. Frey został, było to jego szczęście w nieszczęściu. Dodatkowo na początku mojego pobytu we Florencji, jeden z moich kolegów umieścił w Internecie film, na którym miałem na sobie koszulkę „Juve” i… było pozamiatane. – Gram tutaj, ale kibicuję Juventusowi – mówiłem wówczas kolegom (śmiech). W szatni było trochę nudno, więc musiałem podgrzać nieco tę atmosferę. Ale po jakimś czasie posadziłem na ławce Freya – zresztą ulubieńca zespołu i kibiców - i zacząłem bronić. Z biegiem czasu zorientowałem się jednak, że we Włoszech piłka jest bardzo nudna. Do tego zaproponowano mi nowy kontrakt z… obniżką, więc się rozstaliśmy. - Twierdziłeś, że liga włoska nie jest dla Ciebie, bo grając w niej można zasnąć. - Jest bardzo taktyczna. To nie moja bajka, choć do bronienia była ona dość łatwa i przejrzysta. Jakimś wielkim amatorem tej ligi nie jestem, ale trochę tam pograłem, wróciłem do dawnej sylwetki i dobrej formy. We Włoszech piłka nożna to jednak religia. - Podczas treningów Legii często jednak rozmawiasz z Alessio De Petrillo. Gadacie o taktyce? - Nie, szlifuję trochę język włoski (śmiech). Poza tym Alessio dużo wie o piłce i bardzo pomaga. - W sumie to często spóźniałem się na swoje samoloty do Anglii. A prywatny odrzutowiec? To już było dość dawno, codziennie przecież tego nie robię. Było to trochę na pograniczu szaleństwa i… głupoty. Ale lubię żyć, co ja na to W przeciwieństwie do Włoch tęskniłeś za dynamicznym futbolem na Wyspach, do którego zresztą dość szybko wróciłeś. - Tęskniłem przede wszystkim za piłką. Wróciłem, ale zacząłem trochę wybrzydzać w ofertach i wykorzystywali to inni. Cóż, musiałem się trochę powłóczyć. Trenowałem z Evertonem i z Queens Park Rangers. Z QPR byłem już właściwie dogadany, miałem zagrać w sparingu, ale tego dnia rano… zakontraktowali Julio Cesara z Interu i dobry strzał przeszedł koło nosa. - Dwa lata w Southampton i pięć w Bournemouth, gdzie znów kibice często nosili Cię na rękach. Co jest pociągającego w futbolu na Wyspach? - Przede wszystkim kibice, atmosfera. To jest coś fantastycznego. Nie chcę żeby to źle zabrzmiało, ale oni w weekend nie mają co ze sobą zrobić. Jest tam zazwyczaj szaro i ponuro, cały tydzień pracują, a weekend mają po to, żeby wyjść na stadion czy do pubu i obejrzeć mecz. Kultura kibicowania zakorzeniona w całych pokoleniach. To jest piękne. - Podczas gdy grałeś w Szkocji, Włoszech czy Anglii, często odwiedzałeś swoich przyjaciół, kibiców Legii w Warszawie. Takie krótkie wypady nie wpływały na formę? Raz nawet ponoć zapłaciłeś dość słono za nietypową powietrzną taksówkę… - Jestem kibicem Legii od dawna i znam wiele osób, którzy jej kibicują. Spotykaliśmy i spotykamy się w Warszawie. Fakt, czasami się zdarzało, że nie chciało się wracać do pracy (śmiech). W sumie to często spóźniałem się na swoje samoloty do Anglii. A prywatny odrzutowiec? To już było dość dawno, codziennie przecież tego nie robię. Było to trochę na pograniczu szaleństwa i… głupoty. Ale lubię żyć, co ja na to poradzę. Odkładam sobie bardzo długo pieniądze i potem jak mogę sobie pozwolić, to sobie pozwalam (śmiech). - Jak byłem młody i zdobywałem pierwsze mistrzostwo Polski, to myślałem, że mogę wszystko. Wtedy troszeczkę mi odpaliło. Ale w międzyczasie kilka innych życiowych problemów spowodowało, że powoli schodziłem na ziemię. Ogólnie to nie ma co się za wysoko „Artur to wielka gwiazda i jeden z najlepszych bramkarzy w Europie. Wyróżnia się warunkami fizycznymi, doskonałą motoryką i przede wszystkim ogromną odpornością na stres” – tak już przed laty charakteryzował Cię trener Krzysztof Dowhań. Jak to jest mieć wycięty układ nerwowy? - Niestety, nikt nie ma go wyciętego. To pozory. Można sprawiać dobre wrażenie, ale tak do końca nie jest. Ja jestem trochę jak ta mała kaczuszka, która pływa po wodzie. Na powierzchni wygląda to całkiem elegancko, ale pod wodą szybko przebieram nóżkami. Często jest tak, że te emocje bardzo w sobie tłumię. Ale jak w każdej pracy, z czasem wszystko powszednieje. - A propos statusu gwiazdy, to jednak nigdy nie uderzyła Ci woda sodowa do głowy. A warto zauważyć, że nie każdemu piwo stawia sam Leo Messi. Miałeś w karierze momenty, kiedy myślałeś, że złapałeś pana Boga za nogi, czy nigdy tak wysoko nie latałeś? - Jak byłem młody i zdobywałem pierwsze mistrzostwo Polski, to myślałem, że mogę wszystko. Wtedy troszeczkę mi odpaliło. Ale w międzyczasie kilka innych życiowych problemów spowodowało, że powoli schodziłem na ziemię. Ogólnie to nie ma co się za wysoko wzbijać. Nigdy nie udawałem kogoś, kim w rzeczywistości nie jestem. Nie mam problemu z tym, żeby z kimkolwiek porozmawiać i nigdy mieć nie będę. Wciąż jestem normalnym człowiekiem, jak inni kibice. Wiem, że tak naprawdę to dla nich gram w piłkę. - Jedni przed meczem słuchają muzyki, inni dużo rozmawiają, a jeszcze inni po meczu rozładowują emocje... wyjąc jak lew na środku ronda w centrum Warszawy. Jak koncentrujesz się przed meczem i jak oczyszczasz głowę po ostatnim gwizdku? - Mam pewne nawyki, przez te wszystkie lata gry w piłkę nauczyłem się pewne sprawy włączać i wyłączać. Ale resztę zachowam dla siebie. - Najważniejsze. Bez tego nie ma szansy na sukces. W życiu najważniejsze jest właśnie umieć się podnieść, a ja parę takich momentów już miałem. Dziś już nie Stwierdziłeś, że ciężko jest wytłumaczyć dziecku żeby się nie ubrudził, gdy jego ojciec idzie do pracy i tapla się w błocie, a na treningu przez półtorej godziny tarza się po trawie jak kretyn. Dalej uważasz, że masz głupią pracę? - Tak, nadal tak twierdzę, bo tak przecież jest. No nie jest to do końca normalne. Zresztą dużo chłopaków myśli podobnie. - Twój zawód polega na tym, że upadasz i się podnosisz. Ważne, żeby się podnosić. - Najważniejsze. Bez tego nie ma szansy na sukces. W życiu najważniejsze jest właśnie umieć się podnieść, a ja parę takich momentów już miałem. Dziś już nie narzekam. - Miałeś w karierze taki moment, kiedy pomyślałeś sobie - dobra, tyle już osiągnąłem, że powiem sobie dość? - Wiesz co, chyba nie. Przez te wszystkie lata miałem takie wrażenie, że mogłem osiągnąć dużo więcej i pewnie dlatego jeszcze nie skończyłem. Ale absolutnie niczego w mojej karierze nie żałuję. A wręcz czuję, że przez te kilka miesięcy mogę z siebie jeszcze coś dobrego dać. Myślę głównie o europejskich pucharach, to mnie nakręca. Nie byłoby tak różowo jak jest teraz, nie przeżyłbym tego wszystkiego co przeżyłem. Nigdy nie żałuję podejmowanych decyzji, cieszę się z tego co mam i staram się podchodzić pozytywnie do Kiedyś powiedziałeś, że jedni lubią jak im śmierdzą nogi, a inni lubią adrenalinę. Cały czas szukasz odpowiedniego dla siebie poziomu adrenaliny, czy już trochę się uspokoiłeś? - Specjalnie nie szukam. Wiesz, dzieci dorastają, trzeba było już trochę spoważnieć. Tak czy siak adrenaliny będę potrzebował, ale są inne sposoby na to, by jej dostarczać. Kto wie, być może skończy się na zastrzykach (śmiech). - Czasami człowiek robi takie rzeczy, po których jest mu głupio i źle. Czy czegoś co kiedyś zrobiłeś dziś żałujesz? - Nie. - Stwierdziłeś w jednym z wywiadów, że w Twoim życiu jest tak, że ktoś napisał jego scenariusz, a Ty go po prostu realizujesz. Gdybyś mógł cofnąć czas i zmienić jedną rzecz w swojej karierze, co by to było? - Chyba nic. Nie byłoby tak różowo jak jest teraz, nie przeżyłbym tego wszystkiego co przeżyłem. Nigdy nie żałuję podejmowanych decyzji, cieszę się z tego co mam i staram się podchodzić pozytywnie do życia. Nie rozpatruję tego w kategoriach, czy mi się coś udało czy nie. - Boisz się czegoś w życiu? - Bać się nie boję, ale brzydzę się owadami. Nie lubię karaluchów, żuków i temu podobnych stworzeń… - Za małolata w juniorach Legii przegraliśmy z Wigrami Suwałki 3:5, a ja wracając do domu płakałem jak bóbr. Duże ciśnienie było także podczas meczu z Irlandią w Belfaście. Kibice byli wówczas moim największym A jaka była dla Ciebie najgorsza chwila w karierze? Interwencja i samobójczy gol Twojego przyjaciela Michała Żewłakowa w Irlandii, przepuszczony strzał bramkarza Stoke Asmira Begovicia z prawie stu metrów w lidze angielskiej, czy może brak powołania na mistrzostwa Europy? Siedzi w Tobie jeszcze zadra do trenera Smudy? - Ja już o tym Euro dawno zapomniałem. A Smuda? Niech nam żyje sto lat. Wówczas to on wybierał ludzi i brał za to odpowiedzialność. Zawsze miał problem z osobami, które mają coś do powiedzenia, które mają swoje zdanie. A że nazwałem go Dyzmą? Cały czas uważam, że trafiłem w „dziesiątkę”. Prawda jest taka, że nie było nam nigdy po drodze. Już od samego początku, jak był w Legii, a ja w rezerwach, nie mieliśmy dobrych relacji, może później to już było tego pokłosie. - Na boisku nie dasz sobie w kaszę dmuchać, jesteś pewnym siebie twardzielem. Masz za sobą jakiś mecz po którym szczerze płakałeś? - Eee tam, nie jestem żadnym twardzielem. Poryczałem się po meczu z Niemcami na mistrzostwach świata. Autentycznie było mi wtedy smutno i źle. Za małolata w juniorach Legii przegraliśmy z Wigrami Suwałki 3:5, a ja wracając do domu płakałem jak bóbr. Duże ciśnienie było także podczas meczu z Irlandią w Belfaście. Kibice byli wówczas moim największym rywalem. - Rozegrałeś najwięcej spotkań w reprezentacji spośród Polskich bramkarzy, 65. Czujesz się wybitnym w kontekście reprezentacji? - Czuję się wybitnym Legionistą. - Tatuaże? Każdy niesie za sobą jakieś przesłanie i robię je wyłącznie dla siebie. No, może poza tą słynną małpą na pępku. Ale jej już nie ma, została tylko czarna dziura (śmiech).- Jak Ci się znów mieszka w Warszawie? Wracasz jeszcze do ulubionych miejsc sprzed lat, czy one w ogóle są? - Przez te wszystkie lata wygnania w każdej wolnej chwili do niej wracałem. W Warszawie zawsze czułem się bardzo dobrze. Pandemia nieco utrudnia te powroty, a i zmieniła się bardzo. - Co lubisz robić jak nie grasz w piłkę? - Głównie odpoczywać. - Powiesz wreszcie, od kogo lub czego jesteś „uzależniony” (na szyi Artura widnieje napis „addicted”)? - Nie, nie, to moja słodka tajemnica. - Ważne są dla Ciebie tatuaże? - Każdy niesie za sobą jakieś przesłanie i robię je wyłącznie dla siebie. No, może poza tą słynną małpą na pępku. Ale jej już nie ma, została tylko czarna dziura (śmiech). - Z tego co pamiętam, to w swojej karierze udzieliłem może kilka ciekawych wywiadów i to tylko wtedy, kiedy nie rozmawialiśmy w ogóle o piłce. Mówiąc o futbolu mówisz ciągle to samo, a mówienie wciąż tego samego nie jest przyjemne ani dla tego, kto mówi, ani dla tego kto 20 lat temu zapytany o to, co denerwuje Cię w dziennikarzach sportowych odpowiedziałeś, że póki co nic, a zobaczysz dopiero wtedy, kiedy zaczną o Tobie pisać. No i zaczęli... Dlaczego nie lubisz udzielać wywiadów? - Często jest tak, że rozmawiamy o tym samym. Z tego co pamiętam, to w swojej karierze udzieliłem może kilka ciekawych wywiadów i to tylko wtedy, kiedy nie rozmawialiśmy w ogóle o piłce. Mówiąc o futbolu mówisz ciągle to samo, a mówienie wciąż tego samego nie jest przyjemne ani dla tego, kto mówi, ani dla tego kto słucha. Dawniej także ukazywały się w prasie wywiady, mimo że w ogóle ich nie udzielałem. Ale to nie jest tak, że ja nie lubię dziennikarzy, na tym polega ich praca i ja to rozumiem. - Wyobrażasz sobie siebie w innym polskim klubie? - No nie. Choć może Pogoń Siedlce, czy Zagłębie Sosnowiec. Ale to wszystko. - Jakie masz jeszcze marzenia związane z Legią? - Zagrać z Legią w Europie. I mogę kończyć karierę. - Jeśli czujesz się na siłach i wiesz, że chcesz coś jeszcze zrobić, organizm ci na co pozwala, to to kur… rób. Jak jeszcze ktoś może z tego skorzystać, to tym Jaka jest recepta na piłkarską długowieczność Boruca, czy Ty widzisz w ogóle jakieś światło w piłkarskim tunelu? - Światło? Że niby zbliża się koniec? Mam tego świadomość. W domu mi dokuczają i wypominają popularne stwierdzenie: dobra, jeszcze tylko roczek. Powtarzam go już chyba od sześciu lat. Ale jeśli czujesz się na siłach i wiesz, że chcesz coś jeszcze zrobić, organizm ci na co pozwala, to to kur… rób. Jak jeszcze ktoś może z tego skorzystać, to tym lepiej. - W rozmowie dla Gali powiedziałeś kiedyś, że z lękiem myślisz co będzie gdy skończysz karierę. Co będziesz czuł, kiedy 60 tysięcy ludzi nie będzie już krzyczało Twojego imienia? Będziesz umiał wytrzymać bez tego wszystkiego, co teraz wypełnia Twoje życie? - Absolutnie nie boję się zakończenia kariery, choć wiem, że będzie to bardzo trudne. Mam jednak plan na życie, który już od dłuższego czasu sobie układam. - Za chwilę start przygotowań, zgrupowanie w Austrii i początek walki o europejskie puchary. Trener Michniewicz powiedział, że celem jest Liga Mistrzów UEFA. Ty zawsze mierzyłeś wysoko i także Twoją rolą będzie zmotywowanie mniej doświadczonych chłopaków z zespołu do letniej batalii o Europę. - To rola każdego z osobna, nie tylko moja. Ja tylko mogę zmotywować, podpowiedzieć, ale każdy z nich musi znaleźć odpowiednią motywację do pracy. Musimy wreszcie osiągnąć ten sukces, do którego Legia jest stworzona.
Artur Boruc i Sara Mannei wspólnie wychowują dwójkę swoich dzieci. Ich najmłodszy synek Noah przyszedł na świat zaledwie rok temu i z miejsca skradł serca nie tylko swoich rodziców, ale również internautów. Dumny tata był przy porodzie swojego syna i od samego początku na swoim profilu udostępnia urocze kadry z synkiem w roli
Już kiedyś pisaliśmy, że Artur Boruc wytatuował sobie na swoim wydatnym brzuchu srającą małpę. Dzisiaj jest możliwość obejrzenia tego NAJBARDZIEJ OBRZYDLIWEGO tatuażu, jaki kiedykolwiek został to jest, jak się odwiedza salony tatuażu po pijaku. Całe szczęście, że technika idzie do przodu i usuwanie podobnych „malowideł” nie jest już takie trudne, jak kiedyś. Na dodatek, jak widać, Boruc w ostatnim czasie dodał do srającej małpy słowo Rangers – mamy nadzieję, że długopisem (tak to wygląda). W przeciwnym razie – gdyby „Rangers” też było tatuażem – musielibyśmy pomyśleć, że: a) Borucowi kompletnie odpierdoliło z powodu urojonej nienawiści do lokalnego wroga b) Boruc zrobi pod publiczkę wszystko – byle tylko kibice Celtiku go pokochali jeszcze bardziejW każdym razie – Artur, zmień tatuażystę. Twoja „słuchawka” przy uchu już była słaba, ale srającej małpy nie da się przebić.
Tatuaż na szyi – 26 inspirujących projektów na tatuaż. Pośród wszystkich tatuaży znajdziemy takie, które w szczególności łatwo przyciągają uwagę. Niewątpliwie jednym z nich jest tatuaż na szyi, który ze względu na swoje umiejscowienie gwarantuje, że każdy zwróci na niego uwagę. Szyja jest to miejsce, gdzie pomimo
To było nieuniknione. Problemy osobiste Artura Boruca przełożyły się w końcu na jego grę. To właśnie jego fatalną obroną bramki podczas meczu naszej reprezentacji z Irlandią Północną tłumaczy się sromotną przegraną Polaków. Beenhakker ogłosił już, że Boruc nie zagra w środowym meczu z San Marino. Podobno piłkarz jest załamany, dlatego selekcjoner nie chciał go trzymać na zgrupowaniu kadry w wpisuje się w jego złą passę. W jej wyniku cały czas spada jego wartość rynkowa. Jeszcze niedawno był wyceniany na 10 milionów funtów, a dziś nie może liczyć nawet na 4-milionowy Latem po Boruca sięgnie angielski Newcastle United. Szefowie "Srok" podobno dogadali się już i z bramkarzem i z Celtikiem Glasgow - pisze Szokuje nie sam fakt przeprowadzki Boruca do Anglii, a kwota, jaką ma zapłacić Newcastle. Kluby ustaliły kwotę transferu na poziomie... 4 mln rynkowa Boruca spadła na łeb na szyję. Latem ubiegłego roku wyceniano go na ponad 10 mln funtów. Celtic wpisał nawet w kontrakt klauzulę, że bez zgody szefów klubu Polak nie może nigdzie odejść za mniej niż właśnie owe 10 mln. Teraz 4 mln funtów... A będzie pewnie jeszcze taniej. Szefowie Celticu i Newcastle rozmawiali przecież jeszcze przed "popisem" Polaka w Belfaście. Na 100% Anglicy będą w tej sytuacji chcieli zbić cenę. Do 3 mln funtów? Całkiem pomyśleć, że wszystko zaczęło się od romansu z Mannei... Jak sądzicie, czy gdyby Boruc nie zaangażował się emocjonalnie w porzucanie rodziny, byłby dziś w lepszej formie?Oceń jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze juz nie pamięta że na mistrzostwach był najlepszym bramkarzem i to on nas uratował. ;/ jesteście mu tak niech spadnie nawet do 2 mln;/by;by napewno w lepszej formie = mniej problemowNajnowsze komentarze (921)Problemy osob...13 lat temuMalgo wiesz co s**o zal mi cie i nie miej pretensji po to twoja wina ;pierdnełaś se żędlał ;przebierałas się zędlał noi tak moge wymieniać aż do zasranej smierci a i powtarzam ci zal mi nie piedzi tyłku no zal_PL nara s**o biedny boruc będzie go przezywała s**a jedna przecież ten p****t pluć tylko potrafi-taraz ja z wielką satysfakcją splunę na ale ogarnij sie przegrasz wszystko a jestes najlepszy jak można komentować tylko wygląd ... Jak ma grać dobrą piłkę jak nie ma podstaw- chodzi o rodzinę ,która zawsze jest wsparciem w chwilach kryzysu...Był dla mnie wzorem zawiódł życiem osobistym wiele tysiecy ludzi BO AUTORYTET ZOBOWIĄZUJE nie zyje tylko sam dla siebie ale Tworzy historie ,ale on sam chyba nie jest tego świadomy..a szkoda nie wie że piękno w nim było i powdziw tylko gdy miał poukładane w głowie i w sercu a rodzine przy sobie..o tak będziemy peany pisać na jego czeć bo taki jest buba boski haha weż nie załamuj ludzi gówniaro kara boska, za zone, drugi kaziu marcinkiewicz, chyba ta anglia ma zly wplyw Ha i to jest wynik romansu jego z sarą. jak był z żoną i rodziną to jak grał na euro 2008 gdzie to on był jedynym piłkarzem. Może kiedyś to zobaczy ale pewnie za późno... to musi być przykre dla niego taki c**k, m******a i p***c , który myli , że wyglšd i trochę kasy czyniš go kim wyjštkowym To jest poprostu żałosne!!! Na "pudelku" o Borucy piszą same negatywne rzeczy!!! Pudelek schodzi na psy!!!!!!!!!!! I tak Artura lubie, i będę go lubiła.! ;*******ON NIGDY NIE SPRZEDAŁ BY MECZU Z IRLANDIĄ PŁN MOŻE MIAŁ ZŁY DZIEŃ NIBY PO CO MIAŁBY TO ROBIĆ !!!!!!! TO NIEPRAWDA Boruc był, jest i będzie najlepszym bramkarzem na świecie a jak Leo mu powiedział że nie będzie nawet na rezerwie to szok co on miał zrobić wyjechał a że z Sarą to inna sprawa i przecież to jego życie prawdziwi kibice zawsze powinni pozostać wiernymi fanami I ODRAZU NIBY WYLECIAŁ Z REPREZENTACJI BEZ PRZESADY ! Poprostu wyjechał bo co miał niby tam robić !!!!!Każdy ma wzloty i upadki...jest super :)szkoda ale z drugiej strony patrzac to nasi ciągle podawali do bramkarza jakby nie potrafili podawac piłki do siebie .Zenada . Na takim boisku tylko było czekać az tak sie to Boruc ma seksowny tyłek ot
. 93 181 60 397 109 256 173 484
artur boruc tatuaż na szyi